Spociłżem się od tego tytułu, ale się udało, napisałem sam, kiedyś by mje Kefir pomógł z takimi trudnymi rzeczami.
Kefir… król śmjetników we Wrocławiu, git kocur z jajami i bez łapy. A dusze mjał intelektualną, wjelce mądry był i myślał dużo. Mje by się już z uszów kurzyło, jakbym myślał za dużo. Albo walnął bym komuś. A on myślał, lubił ładne rzeczy, ładne poduszki i filozofowanie. Skąd on na tych śmietnikach? Taki arystokrata ducha?
No ja to inaczej: całe życie po śmjetnikach i cholera wie gdzie. Żem se radził. Nie myślałem za bardzo o życiu, bo uciekałam przed ludźmi i snajperami z wiatrówkami, co to są bez pozwolenia, bo przecież każdy ma prawo do radosnego zabijania wróblów, gołębi i kotów, co nie? A przepraszam, snajperzy z koziej d…y strzelają do puszek, tak… Dlatego mam z 10 śrutów we łbie i kłopoty z neurologią.
I bym nigdy nie pomyślał, że mje życie pokaże arystokratę! Takiego kota, co zna swoje pokolenia w cholerę lat do tyłu. I nigdy nie musiał uciekać przed ludźmi, a zanim się urodził, albo ledwie się urodził, to już ktoś go chciał i mjał mamę, co o niego dbała i nie musiała uciekać po piwnicach, by małe ratować.
Najpierw żem poznał Księcia Pana po sąsiedzku. W sumie to on git jest i my się zakumplowali, bo gościu może i niebieski i komiczny ale kot jak jak grzmot, a i łapę ma ciężką. To on:
A teraz żem poznał BABĘ księżniczkę arystokratkę jak malowaną, ma rodzinę na całym świecie pewnie ale nie na śmjetnikach. Mje nie chciała dać audiencji, nikomu w sumie, bo ona jest inna i wjelce ponad to fszystko. Wszystko mjała w du..sku, a raczej w puchatym ogonie. Ten ogon, to wielki i puchaty jak od lisa i wielce się Czykicie podobał do szalonego bawienia, ale Baba Arystokratka olewała i to. Znaczy nie zważała na to. Dużych też nie darzyła atencjom, znaczy uwagą. Podobały jej się piernaty puszyste, znaczy łóżko i tam spała se i chrapała, tak – POWAGA arystokraty chrapią. I też walą kupę jak ja, ale se mogą ogon puchaty umazać i jest zabawnie. Duzi latają jak orszak za królewną i wycierają i wyczesują a Baba im łaskawie pozwala. Wszyscy się zachwycali, że jest jak obłok czerwjeniami malowany o zachodzie słońca i jak obłok delikatna i zwjewna. Zwiewała faktycznie, przed wycieraniem tyłka. No dobra, fajna Baba z niej i ja żem się zadziwjał, czy ona kot czy pies, ale latała za laserkiem z Czykitą jak gUpia, więc chyba kot.
Obczajcie, jaka wielka a puszysta.
No to żem się otarł o wJelki świat. A teraz mam znów Babę z podjazdu, znaczy przejechało ją auto. O takie ma pochodzenie i z tego ma kompletne niechodzenie.
A niech tam, niech po prostu wszystkie zwierzaki z pokoleniami i papierami, albo i bez mają dobre życie. I tyle.