Cukieras albo Carmen.

Halloween czy jakoś tak, mje się zawsze widziało to święto, można bezkarnie chcieć cukierasy.  Jak Wam się chce, to obczajcie moje helołinowe wpisy z innych lat, na przykład:

https://kefirimorfeusz.wordpress.com/2013/10/

https://kefirimorfeusz.wordpress.com/2015/10/31/saszetka-albo-bobek/

Miewaliśmy zwykle te helołiny z jakimiś gnojkami, mniej i bardziej popsutymi.

No to że tradycja ponad Fszytsko i cza pielęgnować jom, to mam na te dyniowe święta też coś.

CARMEN.

Się suwa, nie chodzi, kocha żółtom piłkę i namiot, co szeleści. Tłucze się z Czykitą, strasznie jest żarłoczna, kocha ludziów, mruczy nawet u weta, bo som ludzie, mje się nie boi, się przytula.

Zdrowa jest ale…… no albo się ją wysika, albo się sama posika, ale na pewno nie jest kuwetowa. Trzeba ją pomasować, to sika i wtedy pieluch nie potrzeba. Teraz ma chory pęcherz, to ma problem i posikuje, ale już się leczy i bierze tablety. A jak to grzecznie robi! Aha, ma tak z pół roku i czeba ją sterylizować za czas jakiś. Ale kocha… i szuka…

https://www.olx.pl/oferta/carmen-CID103-IDvZLow.html?fbclid=IwAR10lZdKqOiZDxq4uOBgzdJN0TzxNzCnSITSFr7ivzvEZwsUbR9mCBB1vwM#e7cbc4ab95;promoted

to jest jej ogłoszenie. My o niej też ogromnie wjele wiemy. Kto ją pokocha tak odpowiedzialnie i na przekór czy coś, no wbrew Fszystkiemu?

763768249_1_1000x700_carmen-koszalin

A taka jest FILM: https://drive.google.com/open?id=1sn-gvI_D09VQdtK1h1JRPrScR5uidbGS

Komu taki….psikus, trochę sikus ale serce ma złote, powaga, skoro JA tak mówię.  Domu na zaFsze jej życzę. Z innym kotem, bo ona wielce lubi się wesoło tłuc.

Mądrego domu, co nie modli się do czystej podłogi i perskich dywanów, co wie, że czeba dom przyszykować do takiego kota. Jest też mnóstwo ludzi, co takie koty mają.

Duża ma taką grupę, tam się opiekunowie i zainteresowani życiem z niepełnosprawnościowym kotem, no tak się spotykają na fejsie. Tważą, znaczy gębą grupy jest Czykita. Obczajcie, jak kto chce – dołączcie.

https://www.facebook.com/groups/2732839246857313/?source_id=1777604105804637

Rozgadałem się, a cukierasy czeba przygotować na jutro, może jakie ludzkie młode przyjdą?

 

 

Gotowy na jesienne trendy.

Pjer Kardę czy inne guczi mje nie ruszają. Moja elegancja tkwi w prostocie i w tym, że jestem sobą. Niezależnie od tego, co mówią, że niby się nie myję, robię wszędzie makabryczny syf  i jestem nieszczelny.

Mam styl. Może kto pamięta, że miałem płaszcza na jesień. No i mam nadal, ale ten płaszcz to taki już pase, demode i staroć. Błękity są przebrzmjałe.

To żem dostał do przymierzenia od znajomej z wjelkim sklepem dla zwierząt (Tajga w Kaliszu)  nową garderobę, nie wiem jeszcze,  co wybiorę, ale obczajcie, jak mje przyoblekli. Duża Właścicielka z tego sklepu nie raz i nie dwa podarowała biedom coś od siebie, karmę czy zabawki. Fundacyjne biedy dostawały wypas chrupy i witaminowe preparaty. Pamiętam i to było zawsze git!

To ja żem obiecał, że wystąpię w kampanii jesiennej kolekcji mody i akcesoriów, żeby podziękować.

Obczajcie:

model nr 1 – klasyczna angielska elegancja, aż się prosi skompletować z kijem do golfa i filiżanką herbaty. Golf wysmukla i nadaje mje rys intelektualisty. Problem tylko taki, że rozmiar za mały, ale propozycja godna polecenia i rozważenia.

P1200206

model nr 2 – kontrastowe wzory, luźniejszy krój, swoboda, co ją widać w zawadiackim kapturze. Mje się spodobało. Taki miejski szyk.

model nr 3 –  mast hew, znaczy konieczność na niedawne dni, bo był wiatr i lało, żem to przespał, ale jakbym musiał wyjść, to idealna sprawa – pelerynka nieprzemakiwalna z kapturem.

P1200215

Modeling jest wyczerpujący, to żem się musiał najeść – chrupy dla wrażliwych brzuchów w misce w pastelach, też wjelce trendy i też z Tajgi.

Tera to chyba pogonie Zuzannę, wygrzała mje miejsce na kanapie, pośpię sobie.

P1200224

Rany, jak te modelki mają pod górę. Ja to przynajmniej mogę zjeść ile chcę.

 

Dziurawy dywan i ćwiczenia umysłu.

Mam dla Was ćwiczenie na umysł. No kreatywność też.

Było tak: nie mamy dywanów, bo jesteśmy, znaczy ja zacząłem te passę – niekontynentni, pacjenci też w sumie tak mają często. Wypadki się u nas zdarzają częściej, niż gdzie indziej. Ale każdy chce mieć mjętko po pupą, niektórzy uczą się chodzić i muszą mieć po czym a nie się na kaflach rozjeżdżać.

No to wymyśliła Duża wykładzinę remontową. Tanie to w miarę, można zmienić, jak się za dużo wypadków zdarzy, niektórzy pacjenci zabierali ze sobą tę wykładzinę do ćwiczenia w domu, jak tam mieli za ślisko.

To by było tytułem wstępu. A teraz obczajcie i zgadnijcie dlaczego nasz dywan jest w dziury? No? P1200183

Czykita jak widać TEŻ się dziwi. no….

więc……

w sumie……

to ja…

żem usiadł na tym dywanie remontowym …..

 

………….a wczoraj żem miał większy problem niż zwykle z jelitami. No i Duża mówi – wytniemy pasek, wyrzucimy, będą dwa małe dywany i już.

A Duży cwanie jak łasica to tylko te znaki wodne wyciął i tera mamy dizajnerski wzór, gnojki wsadzają w dziury łapy i szukają schowanych piłek i ogólnie jest niebywale interesująco.

Jak zawsze dzięki mnie, no nie?

Niesnaski i Marcel bez niczego.

Nie mogłem się zdecydować, czy mam tu dać jakieś zdjęcie, czy mam nie dać. Zdjęcie byłoby niezbyt przyzwoite i by się Zuzanna wściekła, ogon by napuszyła.

Jest tak: mamy pacjenta Marcela, bez domu, ogona i niczego, okropnie biedny, bo nie wiadomo co i jak i kiedy się stało a zwieracze nie działają.  Nie działają, jest więc w swoim własnym pokoju i se tam uskutecznia mikcję i defekację na podkłady. Duża stara się go naprawić i obserwuje te procesy, co żem je w pocie czoła nazwał kunsztownie w poprzednim zdaniu.

No i te podkłady wrzuciła do kosza. Zamiar był wjelce git – od razu wynieść, ale zapomniała, albo ganiała za Czykitą, nie wjem, podkłady zostały na parę godzin w tym koszu.

Duża wraca, paczy, olany ten kubeł po całości. Od razu Zuzannę podejrzewała, bo tUsta Zuzanna jest wielce terytorialna i jak ktoś jej się nie podoba z moczu, to ona reaguje. Rzadko jej się ktoś nie podoba, ale taki dorosły kot, co niedawno miał jajca jeszcze…oooo to się nie podoba.

No nic, podłogę wymyli, wyrzucili. Śmieci, nie Zuzannę.

Na drugi dzień Duży obczaił, jak Zuzanna wlazła na krzesło, co jest wjelce zabytkowe i ma korzenie wjelce szlachetne. Siadła se, zad wypięła i obsikała śmietnik. Tego właśnie Wam na focie nie pokażę.

Sprytnie – tak z góry. Sikała i paczała se na Dużego. Skończyła, poszła. Cza było krzesło z korzeniami ratować. I śmietnik. Poszło sporo wody, enzymu do odsmradzania no i chyba się udało, niesnaski powinny się skończyć.

W sumie to chciałbym w tym przemycić, w tej opowieści, taki dodatkowy smrodek, nie że moczu, tylko dydaktyczny smród.

Jak kot sika nie do kuwety to COŚ Wam komunikuje. I trza to rozkminić z sobą, z kotem/kotami a nie wrzeszczeć albo ścierą machać, albo kota oddawać.

Naprawdę, my się prosto komunikujemy. Tylko trza posłuchać, podumać, poanalizować. I chcieć taki komunikat, jaki Zuzanna nadała czy tam nalała, zrozumjeć i zareagować jak trzeba.

Są od tego fachowcy – no nieskromnie powiem – moja Duża na przykład i mogą Wam pomóc.

Ja się komunikuję inaczej, się drę i kąsam. Jak chcem czyjeś terytorium, to paczę na tego kogoś i on se idzie raz raz no i mam co chcę. A Zuzanna jest inna i inaczej komunikuje.

Duża zaś nauczyła się, że albo się zaraz wynosi takie śmieci albo się duuuużo sprząta. Pojętna.

Aha – Marcel – jak pojedzie od nas to on będzie potrzebował jeszcze dużo: karma, podkłady, pieluchy, leczenie, bo to okropnie trudny przypadek. Jakby kto miał i chciał, to tu jego zbiórka:  https://pomagam.pl/Marcelbezogona

 

 

Najlepszego, bo Dzień Zwierząt.

Słabo lubję wielkie okazje, wolę tak zwyczajnie, bez hałasu. Ale jest Wielkie Światowe Święto.

Gnojki podłogowe Czykita i pacjentka Carmen dostały czochradło, nie kumają po co, ale się bawią wjelce git w inny sposób, niż że się czochrają.

Zuzanna biega na balkon po liście, „mam liścia”, oznajmia i nie chce prezentów. Ma też karton.

Ja mam świńskie chrupki, bo ostatnio dają mi już Fszystko, nawet z firmy na „wu” żem dostał niedawno. Bylebym jadł cokolwiek już. Zjadłem.

Wiecie co, w sumie było jak zawsze. Fajnie.

Duża mało świątecznie mi mówi, że tego dnia więcej biedy widziała, jakoś się tak złożyło. Jakby kumulacja.

Smutne to, bo dziś zdarzyły się wśród znajomych fundacji i koty wywalone z domów, jak śmieci – na podwórko, z gratami starymi po rodzicach. I połamane bez pomocy. I umierające w jakiejś szopie . I pies na łańcuchu przy drzewie w lesie. I papugarnia w mieście na K. w szykownym baraku, bez zieleni, palmy namalowane na ścianach. Kumulacja.

No i nie ma widoków na ten  kraj, na prawo,  żeby były tu psy bez łańcucha, małe puchate komiczne stwory będą żyły w zwierzakowych obozach śmierci chore, przerażone nim staną się futrem. Zanim zabije je prąd. Wsadzony pod ogon. Kumulacja.

Niech dzień zwierząt nie będzie jak te palmy w papugarni.  I jak zdjęcia polityków z psami przed wyborami. Pic na wodę i kit.

Niech kiedyś kurna będzie dzień taki prawdziwy, taki naprawdę, że ludzie będą nas szanować, dbać, chronić. Bo żyjemy i czujemy. I to wystarczy za powód.

A dziś jakby kto chciał i mógł – zróbcie coś dla zwierzaka – może dajcie niebawem dom tymczasowy? Każda fundacja i grupa szuka takich domów jak złota.  Albo taki na zawsze? Albo piątaka na karmę a może i dychę? Na sterylkę dorzućcie komuś?

To będą najlepsze życzenia!